Tatry is the new Bieszczady

Wzrost częstotliwości górskich wędrówek

06.01.2025

Zanim przejdę do meritum to organizacja. W pierwszym wpisie z napisałem, że pewne rzeczy na stronie jeszcze mogą się zmienić i testuję sobie nowe ustawienia i formaty. Kilka rzeczy będę chciał tu przetestować: 

  1. Krótszy wpis – ten krakowski był zbyt długi. 
  2. Ustawienie wpisu w centralnej części strony a nie jak wcześniej walenie takiego „spana” po całości. 

Ok. A teraz do Tatr.

W Grudniu 2024 był to nasz chyba 5 albo 6 wyjazd w Tatry w tym roku. Nie inaczej było w poprzednich latach. Częstotliwość wypadów w Polskie góry ostatnimi czasy zdecydowanie się zwiększyła i bynajmniej nie przez to, że nagle coś mi i Natalii odpaliło, że teraz będziemy często odwiedzać góry. Raczej powiedziałbym, że ta miłość do odwiedzin Podhala wynikła z bardzo prozaicznej rzeczy. Siostra Natalii dostała pracę w Zakopiańskim szpitalu, a co za tym idzie, zaczęła tam mieszkać.  Teraz, ilekroć dostajemy zaproszenie w odwiedziny to aż głupio z niego nie skorzystać. Tym bardziej że po pierwszym wyjściu w góry (zimą) totalnie się zauroczyliśmy tym miejscem.  Poniżej krótki wywód, dlaczego tak się stało.  Aha i jeszcze mała adnotacja: Przed 2022 rokiem w Tatrach bywałem tylko jeździć na desce (Kotelnica) i może ze 3 razy w okresie szkolno studenckim grupowo. 

Czarny staw gąsienicowy. Panorama (6 zdjęć stacked)

Generalnie w mojej głowie Zakopane nigdy nie było jakoś specjalnie na szczycie destynacji turystycznych. Czy to przez tłok (O ile pamiętam Zakopane i okolice mają retencję turystyczną kilkukrotnie przekraczającą ludność  zamieszkującą te tereny), czy górali, którzy wołają o wszystko kasę, czy zwyczajnie średnia infrastruktura sportowa. 

Swego czasu w górach spędzałem dużą część swojego życia – zakochany byłem po puszy w snowboardzie i zdarzały się sezony kiedy na desce spędzałem ponad 120 dni w roku. Snowboard w pewnym momencie mojego życia przerodził się w pracę i aby nadać jej wymiar oficjalny, stałem się instruktorem tego sportu (PAS). A to z kolei spowodowało, że musiałem zamieszkać w jakiejś górskiej miejscowości.  Tak więc miłość do gór była transakcją wiązaną wcześniejszej miłości do snowboardu. Ba! Snowboard wciągnął mnie tak bardzo, że zdecydowałem się napisać o tym sporcie swoją magisterkę. Zakopane było jej „merytorycznym” tłem. 

Panorama z Antałówki

A więc góry były we mnie. Albo ja byłem w górach. Tego sporu w głowie dzisiaj nie rozstrzygnę, ale generalnie jak zawsze ktoś mnie pytał „czy góry czy morze” to odpowiedź miałem gotową wraz z uzasadnieniem.

No ale gdzie w tej całej miłości Tatry? Bo do 2022 roku pojawiły się one tylko w mojej pracy magisterskiej. Zawsze bliżej mi było po prostu w Bieszczady lub do Krynicy Górskiej. Tu dodam, że ostatnio poprawiło się też połączenie do Zakopca i teraz elegancko A4 + Zakopianka i w 3 godzinki jesteśmy na miejscu.

I w związku z tym, że miałem tam daleko, a inne górki miałem blisko to zwyczajnie Tatry wylatywały z mojego punktu zainteresowań. Nie były mi potrzebne do szczęścia, stąd też nie miałem jak się nimi „zarazić”. Równie dobrze z grawitacji korzystało mi się bliżej domu. Do 2022.

I dlaczego 2022? W tym roku złożyło się kilka rzeczy naraz. 

  1. Kupiłem w końcu aparat i wróciłem do hobby, które chodziło za mną od zawsze,
  2. Siostra Natalii (Karolina) dostała pracę w Zakopanem (darmowe noclegi),
  3. Ja się zestarzałem i teraz wędrówki piesze po górach dają mi dużo radości. Generalnie jak się człowiek starzeje, to zaczyna spoglądać w tego typu aktywności (bieganie, rower, wędrówki, ultra maratony). I widzę to też po swoich kolegach 😛

I ta mieszanka czynników spowodowała, że Zakopane stało się destynacją idealnie wpisującą się w moje / nasze potrzeby. Po pierwsze ma teraz zajebiste połączenie i można strzelić traskę w 3 godziny (dawniej tyle się jechało w Biesy) – łatwy dojazd. Po drugie, ma mnóstwo pięknych szlaków, które kompletnie się zmieniają w zależności od pory roku – jest gdzie robić foty. Po trzecie jest tu absolutnie pięknie kiedy nie ma turystów. 

A to, że nie ma turystów, to było moje największe odkrycie i zdziwienie. Trzeba tylko wiedzieć kiedy w te Tatry jechać i które szlaki wybierać. Wiadomo, że wybór długiego weekendu będzie nie za ciekawym pomysłem jeśli oczekujemy ucieczki od tłumów. Natomiast jak uderzymy na stromszy szlak w poniedziałek to na całej długosci szlaku może spotkamy z tuzin ludzi. Jest tak pusto! I to jest absolutnie cudowne. 

Na początku było wow a potem "o kolejny"
Widok na Giewont z okna łazienki 😉
Morskie oko. Panorama. Stacked 4.

Ale najlepsze jest to, że wcale nie trzeba pchać się gdzieś w wysokie góry. Generalnie trzymamy się jak do tej pory dolin i niższych tras i też jest przepięknie. I najlepsze jest to, że wcale nie musi być jakiejś zajebistej pogody, bo te górki mają do zaoferowania coś ciekawego w każdych warunkach. Wydźwięk surowości otaczających nas skał zmienia się w  zależności od palety barw całego otoczenia. Zresztą nie tylko same wizualia się zmieniają a cała gama innych czynników, których możemy doświadczać organoleptycznie. 

Zimą dominuje surowość bazaltowych skał wybijających się spod śnieżnej pokrywy. Szlaki potrafią być przysypane ponad metrową warstwą śniegu a wrażenie obcowania z pustką jest potęgowane świszczącym zimnym wiatrem. W tym okresie poza najbardziej oklepanymi trasami, jest totalny spokój. Przez godzinę można iść samemu i nikogo nie spotkać.  

Wiosną wszystko, co przedtem było białe, teraz topnieje, uruchamiając chyba wszystkie możliwe wodospady. Zapach geosminy rozciąga się absolutnie wszędzie – i jest to cudowny zapach. I te ćwierkające ptaki. Jest taki jeden, ale nie pamiętam, jak się nazywa. Ale jak ziomek zaczyna śpiewać, to od razu wiadomo, że to wiosna :P. Swoją drogą, nie miałem okazji jeszcze zobaczyć kwitnących kwiatów na polanach (te fioletowe) – podobno zajebisty widok. 

Latem na szlakach robi się albo gorąco, albo burzowo. Szczyty gór chowają się za grubymi chmurami, dodając im monumentalności i takiego groźnego, budzącego respekt widoku. O tej porze roku, jest też najwięcej osób. I to trzeba mieć na uwadze jak chcemy mieć spokój w górkach. 

Na jesień wszystko przybiera nostalgicznego klimatu. Skały są mokre i szlaki chowają się we mgłach. Siedzenie wtedy w schronisku ma kompletnie inny klimat niż np. latem. 

Natalia na zimowym szlaku na Dolinę 5 stawów
Nachylenie zimowego szlaku

A to wszystko tylko na niskich partiach. Nie pchaliśmy się jeszcze nigdzie wyżej. Marzy mi się wyjść powyżej 2k o wschodzie lub zachodzie słońca i popstrykać fotki w świetle innym niż „ostre”. Ale mam też świadomość, że wyjście wyżej to już nie zabawa. Zarówno kondycyjnie i sprzętowo. A czuję respekt do górek. 

Nauczony chodzeniem po błotnistych Bieszczadach, nie zabrałem ze sobą jakichś butów z lepszą podeszwą i gdy zetknąłem się z mokrą, wyślizganą bazaltową skałą przeżyłem szok i najadłem się nie mało stresu. Po pierwsze skały są wyślizgane. Po drugie, na odcinkach leśnych skały są mokre. Po trzecie, spadające liście udreptywane butami z czasem tworzą turbo śliską pulpę na tych skałach. Po czwarte, jest po prostu stromo. Od tamtego czasu ja tylko pada śnieg, na doliny zawsze raczki są w plecaku ;). Czas na wyższe partie jeszcze jest przed nami. Musimy zakupić sobie sprzęt (jak kask, raki i czekan). 

W tatrach obecnie jesteśmy często. Częściej niż kiedykolwiek bywaliśmy w Bieszczadach. W ogóle jak o tym pomyślę teraz, to w Tatrach jestem częściej niż na Rynku w Rzeszowie (a jestem z Rzeszowa). 

I czy to znaczy, że widziałem już na tyle dużo, że mam dość? Bynajmniej. Mam wrażenie, że pomimo ostatniej częstotliwości wyjazdów w Tatry dopiero zakochuje się w tym miejscu.  Tym bardziej że wiem ile jeszcze przede mną. Znając i odwołując się do tego co napisałem wyżej, o tej całej zmienności tych gór w zależności od pory roku, to wręcz jaram się tą perspektywą. Tatry wysokie, wschody i zachody słońca, wdrapywanie się na te górki zimą. Absolutny czad. Na koniec tego wpisu, dodam jeszcze, że nasze polskie górki są wyjątkowo fotogeniczne i w sumie ciężko tam zepsuć fotkę. Ostatnio mam nawet tak, że staram się powstrzymywać i nie wyciągać aparatu za każdym zakrętem mówiąc sobie „takie ujęcie już mam i robienie następnego nic nie zmieni”. Niemniej jednak czekam z niecierpliwością, co przyniosą kolejne wyjazdy.

PS. Specjalne podziękowania dla Karoliny za znoszenie naszej dwójki u siebie na mieszkaniu. Kiedyś to odpracujemy ( ͡° ͜ʖ ͡°).

Widok na schronisko nad Morskim Okiem.
Granie nad Morskim Okiem
Sarnia skała z widokiem na Giewont